Jak patrzeć na dzieła sztuki? Jak je oceniać i wartościować? Metodologia historii sztuki nauczyła nas, a nawet
więcej, wymogła na nas, by o twórczości artystów rozmawiać i nawet spierać się, ale w kategoriach naukowych.
Ukonstytuowała się nawet grupa znawców upoważnionych do wydawania opinii, oceniania, chwalenia lub
krytyki. Ich osądy i kategoryzowanie prowadzą do tworzenia często sztywnych i sztucznych schematów, których
nikt spoza tzw. branży nie odważy się podważyć, ponieważ czuje się niedouczony. Brakuje mu odwagi, by wobec
ukonstytuowanej machiny znawców wyrazić swoje zdanie. Wiedza, doświadczenie, gust i upodobania ekspertów
determinują sposób odczuwania i patrzenia na dzieła sztuki przez pozostałych uczestników tego nieustannego
procesu tworzenia. Weźmy dla przykładu często wymieniany w ostatnich dniach obraz Leonarda da Vinci Dama
z gronostajem (a może łasiczką lub tchórzofretką?). Czy ktoś odważyłby się wyrazić publicznie swój prywatny
pogląd (jeśli taki ma, rzecz jasna, a znam takie osoby), że dzieło to jest przeciętne i nie wywołuje u niego
szczególnych wrażeń? Łatwiej jest nie wychodzić przed szereg i powtarzać utrwalone opinie, nawet przyjmując
je za swoje, nie próbując nawet podjęcia wysiłku odsunięcia na bok wszystkich „obcych szkiełek” i osobistego,
prywatnego, intymnego spojrzenia na dzieło artysty.
Georges Didi-Huberman, w znakomitym dziele Przed obrazem, celnie zdefiniował pewien proceder
wodbiorze dzieł sztuki, który określił jako wiedzę bez widzenia lub widzenie bez wiedzy. Słusznie też ocenił,
że w obu wypadkach dochodzi do straty. Ten, który wybierze tylko wiedzę, zyska oczywiście jedność syntezy
ioczywistość prostego rozumu; straci jednak realność przedmiotu w symbolicznym zamknięciu dyskursu, który
tworzy przedmiot na swój obraz, czy raczej zgodnie ze swoim przedstawieniem. Ten zaś, który pragnie widzieć, lub
raczej patrzeć, straci jedność zamkniętego świata, by znaleźć się w niewygodnym otwarciu ruchomego uniwersum,
podatnego na wszelkie zawirowania sensów; synteza ulega tutaj skruszeniu, a przedmiot widzenia, dotknięty
realnością, przemieszcza podmiot wiedzy, tworząc rozdarcie w prostym rozumie. Rozdarcie będzie zatem
pierwszym pojęciem, które pozwoli nam zrezygnować z magicznych słów historii sztuki.
Wiedza bez widzenia czy widzenie bez wiedzy? Jak wyjść z tego impasu? A może rozwiązaniem jest po
prostu KONTEMPLACJA? Taka, która z wiedzy wynika i do głębszego poznania prowadzi? Bez wiedzy bowiem
kontemplacja prowadzi zazwyczaj do fałszywych interpretacji i nieuzasadnionych sądów.
Nieprzypadkowo taki właśnie temat podejmuje w swej kolejnej wystawie utalentowana i uznana w Europie
kielecka artystka Aleksandra Potocka-Kuc. Znawcy Jej twórczości często wymieniają różnorodne techniki,
jakimi się posługuje, w tym wymagającą monotypię, podkreślając nie tylko techniczną precyzję i doskonałość, ale
przede wszystkim głęboką i przekonującą harmonię zapisaną we wszystkich Jej dziełach. Odtwarzanie, a przede
wszystkim przetwarzanie rzeczywistości dokonywane przez Potocką-Kuc, nie zatrzymuje się tylko na technicznej
precyzji, ale jest wynikiem głębokiego namysłu, wewnętrznego przeżycia i duchowej dojrzałości – kontemplacji.
Kontemplację zaś za sprawą techniki plastycznej przeobraża w dzieło sztuki, które uważnego widza również
prowadzi do kontemplacji, rozumianej też jako suma osobistych wrażeń, przeżyć, przemyśleń i doświadczeń.
Wiedza i widzenie opisywane przez Didi-Hubermana, w twórczości Aleksandry Potockiej-Kuc przenoszą widza
na zupełnie inny poziom, na którym już nie tylko nie są sobie przeciwne, nie tylko uzupełniają się, ale poprzez
syntezę wywołują poczucie harmonii i spokoju.
Musimy jednak pamiętać, że kontemplacja bywa też niebezpieczna i zwodnicza. Potrafi zaowocować
zatrutymi i fałszywymi dziełami. Aleksandra Potocka-Kuc znalazła jednak metodę, by ustrzec się przed takimi
niebezpieczeństwami. Jest nią wierność trzem wartościom, które opisujemy jako Dobro, Prawda i Piękno. Ta
arystotelesowska triada zakorzeniona jest w twórczości Potockiej-Kuc tak mocno, że na jej przykładzie można
wykazywać jeszcze jedną, konieczną zasadę o nierozerwalności tych trzech wartości. Nie może bowiem istnieć
dobro bez prawdy i piękna, brzydka prawda i na dodatek bez dobra staje się karykaturą, a fałszywe piękno nigdy
nie będzie dobre.
Patrząc na dzieła plastyczne Aleksandry Potockiej-Kuc, patrząc a nie oceniając, patrząc i kontemplując je, nie
sposób jest też nie pamiętać słów wybitnej polskiej artystki Olgi Boznańskiej, żyjącej i tworzącej na przełomie
XIX i XX wieku, która o swojej twórczości pisała tak: Obrazy moje wspaniale wyglądają, bo są prawdą, są uczciwe,
pańskie, nie ma w nich małostkowości, nie ma maniery, nie ma blagi. Są ciche i żywe i jak gdyby je lekka zasłona od
patrzących dzieliła. Są w swojej własnej atmosferze. Czyż nie wyczuwamy tu tego samego dobra, prawdy i piękna?
Może tak mają wybitne artystki, które bez tych wartości nie potrafią żyć i tworzyć? Obrazy Aleksandry Potockiej-
Kuc też wspaniale wyglądają, oglądane jakby przez przezroczysty filtr, umożliwiający dotarcie i dostrzeżenie
tajników duszy artystki.
Jak więc patrzeć na dzieła sztuki? Mam nadzieję, że wystawa prac Aleksandry Potockiej-Kuc u każdego zwidzów
poruszy ukryte i niewypowiedziane wzruszenia, które będą też podstawą do osobistych odpowiedzi na to pytanie.
Tęsknię również za tym, by prace artystki, tworzone w świecie otaczających nas zewsząd niezliczonych obrazów,
których nie mamy czasu oglądać, tak szybko się zmieniają, uczyły patrzenia, które prowadzi do kontemplacji.
Przecież związek oka ze światem jest w rzeczywistości związkiem duszy ze światem oka (E. Panofsky).
Ks. dr Paweł Tkaczyk
Dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Kielcach